- Otrzymane podziękowania: 471
Mesjasz narodów
- makino
-
Autor
- Wylogowany

Od jakiegoś czasu podczytuję, ale nic jeszcze nie pisałam. Jestem DDD, nie wiem czy można mnie nazwać DDA, niemniej jednak zachowania mam bardzo podobne do DDA (z tego co wiem, DDA oraz DDD często wykazują się tymi samymi cechami oraz zachowaniami).
W dużym skrócie, ojca w moim życiu fizycznie raczej nie było, ponieważ wyniósł się zanim jeszcze pojawiłam się na świecie. Jeśli się później pojawiał, to tylko po to aby naszej rodzinie w jakiś sposób zaszkodzić. Żadnej relacji między nami nigdy nie było. Moja rodzicielka wychowywała nas sama do czasu kiedy byłam nastolatką, wtedy w domu pojawił się mężczyzna, wtedy niepijący alkoholik. Wszystko miało być super, jednak ja wtedy bardzo wierząca w ogóle go nie akceptowałam. Uważałam że moja mama zasługuje na kogoś ciekawszego niż on - bez wykształcenia, bez normalnej pracy, jeszcze rok wcześniej znajomi opowiadali jak to sypiał w rowach pijany. Moje porady jednak zdały się na nic i są razem do dziś, raz jest mniej raz bardziej burzliwie. Zaczął z powrotem pić kiedy byłam w liceum, musiałam mieć 16-17 lat. W końcu "uciekłam" na studia mając 19 lat. Ogólnie musiałam się całe życie zajmować mamą, co prawda w domu było co jeść, no, wszystko było to co powinno fizycznie, ale nie było opieki emocjonalnej. Do tego ciągle byłam gdzieś w środku konfliktów między matką a ojczymem, z którym do dziś nie mam relacji zbyt fajnych, do tego doszło że jak zadzwonił pierwszy raz na dzień dziecka złożyć życzenia to byłam przerażona i pewna że ktoś umarł, bo po co w innym celu miałby do mnie dzwonić.
Zawsze ciężko mi było sobie ze sobą poradzić, po prostu nie mogłam wytrzymać we własnej skórze. Prokrastynacja połączona z perfekcjonizmem, zawsze najlepsze oceny, praca do późnych godzin nawet w wieku nastoletnim, mimo że w międzyczasie miałam jeszcze naukę i pomoc w domu na głowie. Na studiach szło mi o wiele gorzej, na pierwszym roku studiów polało się morze alkoholu, potem przestałam tyle pić bo zwyczajnie nie miałam na to czasu, bo od drugiego roku studiów strasznie dużo pracowałam, a studiowałam dziennie.
Po drugim roku studiów, po rozstaniu z przemocowym psychicznie partnerem piłam codziennie przez jakieś trzy miesiące, z dwoma dniami przerwy. Pewnego dnia - byłam wtedy u rodziców - weszłam do mieszkania, a tam ojczym znowu nawalony chrapie. Chyba trzeci dzień z rzędu. Tak mnie to uderzyło, że praktycznie od razu przestałam tak często pić. Po prostu nie chciałam żeby moje hipotetyczne dzieci w przyszłości musiały mnie taką oglądać.
W wieku 23 lat uznałam że nie mogę już dłużej ze sobą wytrzymać, ani się nie mogłam normalnie uczyć, ani pracować, w mojej głowie dział się jakiś armagedon. W walce o swoje życie poszłam do psychiatry oraz na psychoterapię. Po kilku latach, dość niedawno, sama zdecydowałam o ukończeniu jej, byłam już zmęczona jeżdżeniem do innego miasta dwa razy w tygodniu, postanowiłam po prostu pobyć taka, jaka jestem, i sama spróbować coś w swoim życiu dalej zmieniać na lepsze. A za jakiś czas może znaleźć coś bliżej miejsca w którym mieszkam. A jeśli chodzi o alko, od psychiatry dostałam leki z którymi nie powinno się mieszać alkoholu, więc było go coraz mniej w moim życiu. Dzisiaj piję od święta głównie jak chcę sprawdzić jak coś smakuje. Wolę przeżywać swoje życie świadomie, pomogła mi w tej decyzji bardzo joga oraz theravada czyli jeden z odłamów buddyzmu.
Od czasu kiedy wyprowadziłam się z domu miałam ogromny problem z tym żeby rozmawiać z innymi osobami o swoich problemach i przyznawać się do słabości. To znaczy - rozmawiam, ale przy tym pokazuję że ze wszystkim sobie tak naprawdę radzę i wcale nie potrzebuję żadnych porad, bo sama jestem "najmądrzejsza" i wiem najlepiej, co dla mnie dobre. Ale za to doskonale wiem co powinni zrobić inni!

W wakacje miałam też dłuższą przerwę od terapii i wtedy też zainteresowałam się kanałem Sekielskiego na YT, poruszył mnie bardzo wywiad z Kasią Nosowską. Słuchałam go chyba z trzy razy. Poczułam się trochę jakby mówiła o mnie, mimo że nie mam partnera uzależnionego od alkoholu ani innych substancji. Przeczytałam "Koniec współuzależnienia" i w rozdziale o tym, jakie cechy wykazują takie osoby, zaznaczyłam znaczącą większość. To było dla mnie przełomowe, w końcu zauważyłam że ej, wcale nie jest ze mną tak super, jak to wygląda na zewnątrz (tak mi się wydaje że tak wygląda, a może tylko chciałabym tak myśleć). Stąd trafiłam na informacje o AlAnon, a później na to forum.
Tak jak mówię, nie mam partnera uzależnionego od substancji, jednak sądzę (i on też) że jest uzależniony od gier i być może internetu ogólnie. Robiłam mu już za terapeutkę, matkę, przyjaciela, sama nie wiem kogo jeszcze.
Pracę mam taką, że dużą jej część wykonuję sama po prostu robiąc swoje zadania, jednak jej częścią jest też pomoc innym. I tutaj się pojawia problem, bo mimo pracy nad sobą i robienia wszystkiego oby tylko nie robić za innych za dużo, to jednak nadal wciskam się tam gdzie nie trzeba, wszędzie muszę wyrazić swoje zdanie, ja wiem najlepiej jak trzeba coś zrobić, nie znoszę lenistwa i niekompetencji i "pomagam", bo przecież może ktoś miał zły dzień i dlatego nie zrobił swojej pracy. No bo przecież może miał ciężkie dzieciństwo, albo pokłócił się z partnerką, albo po prostu nie wierzy w siebie i wystarczę ja - zbawiciel narodów - żeby mu pomóc, i on wtedy uwierzy w siebie i będzie dobrze wykonywał swoją pracę! Mój przełożony jest pracoholikiem i mam wrażenie że bierze na siebie całą winę tego świata, także jemu też staram się wciskać swoją pomoc, bo przecież on taki biedny, może nie poszedł na terapię tak jak ja i to ja - znowu zbawiciel - mogę mu teraz pomóc, żeby się tak nie przemęczał. I tak ze wszystkimi osobami dookoła. Nawet jak im nie staram się pomóc, to w głowie same układają mi się scenariusze co mogłabym powiedzieć, żeby im doradzić najlepiej na świecie.
Jak sama czytam to co piszę to się czuję zmęczona.
Staram się skupić na sobie, jak mam ochotę spędzić czas sama a nie z partnerem to mu o tym mówię, ale to się wydaje takie nienaturalne. Jeśli spędza on czas w domu, to zazwyczaj spędza go ze mną albo przed komputerem / telefonem. Doszło do tego że jak nie siedzi z jednym z wymienionych urządzeń, to jest aż dla mnie nienaturalne robić coś dla siebie, naturalniejsze jest spędzanie czasu z nim. Ale staram się coraz bardziej otwarcie mówić, że niee, ja to chcę teraz np. poczytać zamiast oglądać coś albo grać w coś razem.
Widzę w tym postęp, jednak chciałam z Wami porozmawiać, zobaczyć co myślicie o mojej sytuacji. Czy może ktoś tutaj ma podobnie? Czy to jest współuzależnienie, czy to się jakoś inaczej nazywa? Czy spotkania AlAnon mogłyby mi pomóc skoro de facto nie żyję na co dzień z alkoholikiem, mój problem tkwi we mnie a nie w tym że jakaś osoba gdzieś tam pije albo jest uzależniona od czegoś innego? Bo staram się pomagać wszystkim dookoła, nie tylko uzależnionym.
Mam nadzieję że nie wyszło to zbyt chaotycznie. Dziękuję serdecznie za to forum

Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Alex75
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 10163

Tutaj Cię nikt nie zdiagnozuje ale możesz, patrząc na doświadczenie innych, wyciągnąć jakieś wnioski. Zazwyczaj jest tak, że osoby wychodzące z dysfunkcyjnych domów albo same się uzależniają albo wiążą się z kimś uzależnionym, a czasami jedno i drugie. Biorąc to pod uwagę jest duże prawdopodobieństwo, że jesteś osobą współuzależnioną ale to może stwierdzić tylko specjalista, np. terapeuta do spraw uzależnień.
Ja wyszłam z domu z dysfunkcjami gdzie nie było alkoholu. Pojawił się on później jak byłam nastolatką. Niemniej alkoholikiem był mój dziadek więc schemat był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Wiązałam się zawsze z osobami zaburzonymi, niekoniecznie alkoholikami i też byłam taka, że wszystko za wszystkich. Już nie jestem

Myślę że nawet jak nie jesteś związana z alkoholikiem to dużo skorzystasz z mityngów Al Anon. Jeśli twój partner jest uzależniony, bez względu co by to było, to działają podobne mechanizmy. Poza tym Al-anon, oprócz mityngów oferuje program rozwoju duchowego. Tylko brać i korzystać.
Dobrze, że jesteś

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471

Jak analizuję teraz po latach moje inne związki, to rynce opadajo. Chroniczni kłamcy i socjopaci, bo z normalnymi facetami brakowało mi "emocji". Obecny partner z którym jestem już kilka lat jest chyba pierwszym w moim życiu, o którym mogę powiedzieć że jest ze mną naprawdę szczery, o ile akurat jest w stanie być w danej kwestii szczery ze sobą

Jestem wdzięczna sobie, że wybrałam życie z nim, oraz losowi że postawił go na mojej drodze. Jednak w mojej głowie, kiedy myślę o tym że miałabym się nim nie opiekować, pojawia się od razu pytanie "To znaczy że co miałabym robić?", bo na opiekowaniu się drugą osobą, de facto patrzeniu jej na ręce opiera się dla mnie relacja romantyczna. Bo jeszcze gdzieś popełni błąd, coś nie wyjdzie, oj oj. Tak jakby popełnienie błędu przez dorosłą osobę miałoby sprawić że zawali jej się świat.
Wiem że się nie zawali, tylko bardzo mocno wpływają na mnie emocje osób na których mi zależy. Można powiedzieć, że je wchłaniam jak gąbka. Jak ktoś się zezłości, to często i ja się złoszczę. A jak komuś jest przykro, to już w ogóle.
Ja to w ogóle w głowie to wszystko wiem i wiem, tylko serce podpowiada co innego.
Dzięki za poradę

Ale muszę przyznać że wizja zajmowania się głównie sobą (dzieci ani zwierząt nie mam) jest jednak przerażająca. Mam wrażenie że jak nie zajmuje się innymi to tak jakbym nie istniała. Tak samo jest z social mediami, dużo postuję żeby "cały świat" mógł zauważyć że istnieję. Bo jak inni czegoś nie widzą to tak jakby tego nie było.
Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Tomoe
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 16966

Jestem Alicja, trzeźwa alkoholiczka, a poza tym także współuzależniona i DDA.
Mądrzy ludzie to ci, którzy słuchają innych mądrych ludzi i zmieniają zdanie. (Hal Wyler)
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471


Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Tomoe
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 16966
Teraz lubię być pomocna i przydatna, ale bez szkody dla siebie. A to jest zasadnicza różnica.
Mądrzy ludzie to ci, którzy słuchają innych mądrych ludzi i zmieniają zdanie. (Hal Wyler)
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Tsubasano
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 9547
Myślę, że ta "nad-komuniatywność" to była też część mojego alkoholizmu - uwielbiałem pijane towarzystwo, bo oni byli bardziej emocjonalni, bardziej wylewni, bardziej tacy, jak chciałem, żeby, przynajmniej pod pewnym zględem, byli ludzie. Biegałem za takimi ludźmi, za takimi grupami, bardzo chciałem należeć do takich paczek i umiałem dla nich dużo poświęcić a i tak to się wszystko po jakimś czasie rozlatywało. Z kolei źle się czułem z ludźmi spokojnymi, poukładanymi... Byli dla mnie nudni i szarzy.
Abstynencja, rozwijająca się trzeźwość powoduje, że rośnie we mnie akceptacja wolności w relacjach, akceptacja różnych typów ludzi. Mniej przywiązuję się do tych, których styl komunikacji jest podobny do mojego - z dużą ilością sygnałów o bliskości, o porozumieniu, o tym, że jest fantastycznie, itp. Dzięki temu dobrze się czuję teraz w szkole, dobrze się czuję jako wychowawca klasy, która jest po prostu spokojna, czyli taka, jakiej kiedyś bym nie cierpiał. Lepiej się też czuję sam ze sobą, bo nie potrzebuję, żeby mi ktoś dostarczał emocji.
Może ważnym krokiem jest w tym wszystkim określenie sobie, jaki mam temperament, jaki styl komunikacji i jak to działało w relacjach z takimi ludźmi i takimi towarzystwami, w ktorych się obracałem. Ja sobie jasno odpowiedziałem: latałem za ludźmi, próbowałem się wkupić w ich łaski i to w moim życiu nie zadziałało. Ja z tego mam niewiele a i ci ludzie nic specjalnego nie zyskali. Już nie próbuję "pochwycić" przyjaciół. Kilkoro jest, jak ktoś jeszcze się znajdzie to miło, ale nie mam już ciśnienia.
jestem tylko przechodniem
na tle wybranego miasta
mam papierosy i drobne
i dziurę w kieszeni płaszcza
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
Tsubasano, myślę że ta nadkomunikatywność o której mówisz u mnie też występuje, jednak jest związana z tym że obawiam się że brak kontaktu z innymi sprawi że o mnie zapomną. Przestanę dla nich istnieć, więc staram się akcentować swoje istnienie żeby tego uniknąć. Teraz, po przeczytaniu "Koniec współuzależnienia", zauważam że coraz mniej wysyłam wiadomości do innych, trochę się pod tym względem uspokoiłam.
Wczoraj po przeczytaniu Waszych wiadomości postarałam się bardziej uważnie siebie obserwować. Jesteśmy teraz na wyjeździe, kiedy siedzimy w mieszkaniu to mój partner nic nie robi prócz grania, oglądania filmików, głównie o grach. Zajmuje się też obowiązkami, z tym jest ok, ale w wolnym czasie tylko granie i granie. Jak nie gra to ogląda filmy o grach. Jak jesteśmy w domu to jest trochę lepiej, ale mówił wczoraj że czuje że tutaj tak odpoczął, nie ma takiego stresu i można sobie poodpoczywać. Także mam wrażenie że zajmowanie się innymi hobby jak jesteśmy u siebie to dla niego jakieś źródło zdenerwowania.
Nie do końca to rozumiem, bo jak ja wpadam w takie obsesje na punkcie czegoś to maksymalnie po trzech tygodniach mi mija. A on już tak kilka lat. Mówi że wie że ma ten problem, poszedł na terapię, mówiłam że ma to zrobić dla siebie, nie dla mnie żeby ratować związek. No i mówi że poszedł dla siebie, ale ja nie jestem pewna. Bo wiem że bardzo mu na mnie zależy (chociaż czytając to co piszecie w innych wątkach to sama nie jestem pewna czy zależy mu na mnie, czy na tym żeby był ktoś z kim mu wygodnie żyć ze swoimi gierkami).
Sama się interesuję grami, to jest ogólnie trochę inny problem niż inne nałogi, bo alkohol to trucizna, hazardzista traci pieniądze. A nałogowy gracz - co traci, oprócz życia? Sporo osób gra w gry w wolnych chwilach, również z bliskimi, to forma rozrywki która sama w sobie nie szkodzi. Doszło do tego że jak proponuję mu zagranie w coś razem, to się czuję winna, bo mogłam zaproponować inną formę spędzenia wolnego czasu razem. Bo tylko go odciągam od rzeczywistości i wpędzam głębiej w nałóg. Z tym że nie ja mu każę siedzieć oglądać filmiki o graniu przez kilka godzin dziennie, sam dokonuje tego wyboru. A ja oczywiście podsuwam książki, artykuły, ciekawe informacje o nałogach i rozwoju osobistym, psychologii. Tylko że średnio jest nimi wszystkimi zainteresowany. Czasami coś przeczyta, ale jednak w wolnej chwili gry są ważniejsze.
Wracając do tematu, zachowania typowe dla współuzależnionych. Leżę w łóżku, czytam "Kobiety które kochają za bardzo". On leży obok, na telefonie ogląda jakieś głupoty. Z jednej strony czytam i jest ok, z drugiej strony gotuje się we mnie, bo może mógłby jednak porobić coś ciekawszego, a nie trzeci dzień z rzędu oglądać pierdoły. Jak się zaczynaliśmy spotykać uważałam go za bardziej interesującą osobę. No ale to było kilka lat temu, a ludzie się jednak zmieniają. I musiałam, po prostu musiałam czuć że istnieje jakiś "mały" ukryty problem, skoro go wybrałam na swojego partnera, tak to już u mnie działa. Zresztą bardzo szybko zaczęłam terapeutyzować i ratować, bo był zamknięty w sobie. Eh.
No i tak się we mnie gotuje od kilku lat, były już o to kłótnie, teraz głównie się odzywam kiedy przez jego granie cierpi nasza relacja, a nie on, czyli np. gra i udaje że mnie słucha, a potem się okazuje że wcale nie słuchał. To powiedz że nie słuchasz, a nie lecisz w kulki że niby słuchasz, zadaję pytanie i jest cisza albo jakaś głupia odpowiedź. A potem "Ojej przepraszam, zamuliłem, ty też czasami się wyłączasz".
Mam problemy z bliskością więc zastanawiam się czy nie tworzę sobie sama problemu żeby tylko się rozstać i przestać być blisko z kimś.
Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Tsubasano
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 9547
A nałogowy gracz - co traci, oprócz życia?
Jestem nałogowym graczem po terapiach. Sam nie mam do końca jasności - czy gry komputerowe mogę być w życiu człowieka czymś pozytywnym. Czy mogą być ludzie, którzy są całkowicie odporni na wciąganie się w gry? Nie wiem, być może, ja na pewno nie jestem, gdy są dla mnie jak alkohol - kiedy gram to chcę grać coraz więcej i coraz bardziej zaniedbam relacje i sprawy w realu. Na pewno nie wszyscy gracze wciągają się tak szybko i tak destrukcyjnie jak ja. Na pewno niewielu "przegrywało" tak jak ja po 48 godzin a później spało ze zmęczenia pod biurkiem, na którym stał komputer. Niektórzy mówią, że przy grach uczyli się angielskiego... Tak, ja też się uczyłem. Z gier znam takie słowa i zwroty jak np. "kusza", "jakie są, panie, twoje rozkazy?", "potrzebuję amunicji!", "schron przeciwatomowy" i kilka innych równie przydatnych w codziennym życiu sforumułowań. Całej reszty o wiele łatwiej nauczyć się z książek, filmów i konwersacji z żywymi ludźmi.
Wiem, że nie ma żadnej możliwości, żeby zapalonemu graczowi wytłumaczyć, że marnuje życie, że ładuje się bardzo silnymi emocjami z gier, które spowodują, że zwykłe sprawy w zwykłym życiu po jakim czasie będą mu się wydawały coraz bardziej nudne, że zwykłe życie będzie dla niego doraz bardziej frustrujące tak jak nudne i frustrujące jest współżycie ze zwykłą kobietą dla kogoś, kto długo i intensywnie ładuję się pornografią.
W ogóle uważam, że to jest zupełnie niezwykłe, że ktokolwiek wychodzi z jakiegokolwiek nałogu, że przechodzi ten okres poczucia pustki i zaczyna się rzeczywiście cieszyć życiem takim, jakie jest. Jako uzależniony właśnie próbowałem stracić życie - zatracić się w świecie sztucznie napompowanych emocji.
jestem tylko przechodniem
na tle wybranego miasta
mam papierosy i drobne
i dziurę w kieszeni płaszcza
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
Z gier znam takie słowa i zwroty jak np. "kusza", "jakie są, panie, twoje rozkazy?", "potrzebuję amunicji!", "schron przeciwatomowy" i kilka innych równie przydatnych w codziennym życiu sforumułowań.A nałogowy gracz - co traci, oprócz życia?

Dopiero terapia mi pomogła wyjść z tego zatracania się w świecie gier, ogólnie otworzyć się na świat realny, prawdziwy. I na to co naprawdę we mnie w środku. Są rzeczy do których człowiek sam w sobie nie dojdzie, choćby pisał milion pamiętników.
Wiem, że nie ma żadnej możliwości, żeby zapalonemu graczowi wytłumaczyć, że marnuje życie, że ładuje się bardzo silnymi emocjami z gier, które spowodują, że zwykłe sprawy w zwykłym życiu po jakim czasie będą mu się wydawały coraz bardziej nudneA nałogowy gracz - co traci, oprócz życia?
Myslę że do tego trzeba próbować różnych rzeczy i znajdować to, co nam się podoba w realności, i stamtąd brać te emocje, ale też pogodzić się z tym że realność nie jest idealna. Teraz niejednokrotnie wolę iść nabijać kilometry na spacerach (z tego też można sobie zrobić challenge, haha) zamiast łazić po świecie w grze. Może grywalizacja codziennego życia nie jest najzdrowsza, ale wolę to niż siedzenie godzinami przed komputerem. Doszłam do momentu że sądzę, że nie będę chciała całe życie pracować za biurkiem. Za dużo dookoła mnie świata do zobaczenia, żeby siedzieć 8h dziennie przed monitorem.
No bo w prawdziwym życiu to wiadomo. Wychodzisz na spacer, a tu obtarte stopy, za mało jedzenia, zimno. Kurtka nie taka, i okulary zaparowały. I jeszcze woda się skończyła, a poza tym można się mocno pobrudzić i trzeba iść dalej z tym błotem w butach. Ale za to zdjęcia fajne, można kogoś spotkać, nigdy nie wiadomo co się stanie, może akurat uda się zobaczyć stado saren. Tylko że właśnie, do tego trzeba być gotowym na zaakceptowanie swoich słabości i tego, że świat nie będzie zawsze taki jak chcemy.
Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Alex75
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 10163
Mówi że wie że ma ten problem, poszedł na terapię,
.........
Sama się interesuję grami, to jest ogólnie trochę inny problem niż inne nałogi, bo alkohol to trucizna, hazardzista traci pieniądze. A nałogowy gracz - co traci, oprócz życia? Sporo osób gra w gry w wolnych chwilach, również z bliskimi, to forma rozrywki która sama w sobie nie szkodzi.
........
z drugiej strony gotuje się we mnie, bo może mógłby jednak porobić coś ciekawszego, a nie trzeci dzień z rzędu oglądać pierdoły. .
Nałóg to nałóg, czyli chociaż przynosi szkodę to dalej w nim trwam bo mam korzyści, które w danym momencie są dla mnie większe niż straty. Z grami to jak z alkoholem, jedni mogą pić i nie ponoszą z tego tytułu szkód, inni się uzależniają co wpływa negatywnie na nich samych i na otoczenie.
A zastanawianie się czy to na pewno szkodliwe to mechanizm wyparcia. Dobrze go znam bo nieraz się nad tym zastanawiałam "czy to faktycznie problem, a może przesadzam", chociaż fakty nie budziły żadnych wątpliwości.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
Tzn. wcześniej dzisiaj kilka razy usłyszałam że nie jest i jest na zmianę, a na koniec to. A jeśli jest, to "ma to pod kontrolą". Jakąkolwiek wiedzę na temat uzależnień ma ode mnie, bo jak już to ja podsuwam książki, artykuły, statystyki.
Chyba zrobiłam jemu i sobie krzywdę.

Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Tsubasano
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 9547
"wiem że jestem uzależniony ale nie chcę przestać grać" - to właśnie usłyszałam.
Są różne sposoby "wiedzenia", różne poziomy rozumienia spraw. Mogłem czytać o tym, że ktoś doznał szoku słysząc, że jest chory na nowotwór złośliwy i mogę mieć własne doświadczenie takiej sytuacji. Mogę też być onkopsychologiem, który setki razy rozmawiał z ludźmi, którzy usłyszeli taką diagnozę i wie, że różni ludzie reagują zupełnie inaczej.
Niby każdy rozumie słowo "uzależnienie". A jednak nie. Bo tylko niektórzy rozumieją, że "uzależnienie" w ścisłym sensie oznacza powolny proces rosnących strat, malejącego zainteresowania czymkolwiek poza nałogiem, beznadziejne próby ograniczania i kontrolowania, rosnącą pogardę w stosunku do siebie przeplataną lękiem o to, że w którymś momencie rzeczywiście tego "haju" z uzależnienia może zabraknąć. Ktoś kto mówi: "wiem, że zmierzam w kierunku życiowej tragedii, ale nie chcę zmienić kierunku" jeszcze nie rozumie, co oznacza słowo "tragedia".
jestem tylko przechodniem
na tle wybranego miasta
mam papierosy i drobne
i dziurę w kieszeni płaszcza
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471

A jak już jakiś czas nie gadam, to gra znowu i wszystko jest super.
Chociaż teraz jak to pisze, to sobie myślę że nie przestaje grać dla mnie, a dla własnego spokoju, żeby znowu nie słuchać ode mnie o tym że gra. Bo jak to słyszy, to musi stawić temu czoła, że ma jakiś nieznany jeszcze problem który sprawił że został nałogowcem. A nikt nie lubi mieć ze sobą problemów. Więc potem ja jestem uspokojona bo zaczyna robić więcej rzeczy, przestaję marudzić i terapeutyzowac, bo myślę sobie ze się ogarnął i przed nami wspaniała przyszłość. Więc można powoli wracać do tego kółka graniastego i grać znowu. I tak w koło Macieju.
Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Alex75
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 10163
Ja pamiętam kiedy wchodziłam w taką iluzje, że już po problemie bo nie pił jakiś czas. W tamtym momencie wydawało mi się tak nierealistyczna że znowu zacznie, że w ogóle o tym nie myślałam a przyszłość znowu przedstawiała się w różowych barwach. Później, na terapii nauczyłam się wychwytywać tą iluzję i patrzeć realistycznie na to co się dzieje.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Tomoe
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 16966
Już doczytałam w jakimś innym wątku.
Powiedz mi proszę, czy ty masz zamiar coś z tym zrobić, czy zamierzasz tkwić w tym wszystkim dalej, analizując szczegółowo na forum "a on zrobił to i to, a ja wtedy zrobiłam to i tamto, i ja wiem, że to było chore".
Jeśli wiesz, że to co robisz jest chore, po prostu przestań to robić.
Każdy gamer czy gamerka chyba wie, że real to taka gra online, której się nie da spauzować. Ona leci non stop, i albo w niej uczestniczysz, albo wypadasz.
Mądrzy ludzie to ci, którzy słuchają innych mądrych ludzi i zmieniają zdanie. (Hal Wyler)
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
To nie była terapia skoncentrowana w żaden sposób na uzależnieniach, bardziej na autoagresji, złymi myślami na swój temat oraz niszczenia przeze mnie relacji z powodu obawy przed odrzuceniem, jeśli się za bardzo zaangażuje emocjonalnie. To że pasuje do mnie określenie "współuzależniona" odkryłam dopiero jakiś miesiąc, półtora temu.
Niestety nie mam świadomości wszystkich swoich ukrytych motywów, myślę że żaden z nas nie jest w stanie do tego dojść. Jedynie z tymi o których wiem mogę pracować ale i to nie jest łatwe, bo mimo świadomości schematy zachowania zostają. W tych wątkach o których mówisz miałam na myśli że bez świadomości nie możemy nic zrobić, nie że mi to idzie doskonale

Dlatego założyłam tutaj konto i próbuję pisać o sobie, bo widziałam w innych wątkach jak bardzo pomaga obiektywne spojrzenie z boku. I nie chcę udawać że tak świetnie sobie radzę, nie było to moją intencją. Wręcz przeciwnie, ciągle udając że jest idealnie doprowadziłam się do bardzo złych stanów emocjonalnych.
Powiedz mi proszę, czy ty masz zamiar coś z tym zrobić, czy tkwić w tym wszystkim dalej analizując szczegółowo na forum "a on zrobił to i to, a ja wtedy zrobiłam to i tamto, i ja wiem że to było chore".
Staram się przeżywać każdy dzień świadomie i zauważać to o czym pisałam na początku, że ratuje wszystkich dookoła. I jeśli zaczynam albo chociaż pojawi się myśl żeby uratować - przestawać.
Planuję chodzić na spotkania Alanon.
Zastanowić się, co ten związek mi daje, czy jestem w stanie żyć z jego uzależnieniem od gier, i jeśli tak to na jakich zasadach. Co mogę tolerować bo mi na nim zależy, a czego nie.
Czytać i przyjmować doświadczenia innych, którzy mają podobne problemy.
Ah, no i chciałabym wiedzieć co to znaczy zajmować się sobą. Czytam inne wątki i z nich staram się to wyciągać.
I to chyba na razie tyle

Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Tomoe
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 16966
Mądrzy ludzie to ci, którzy słuchają innych mądrych ludzi i zmieniają zdanie. (Hal Wyler)
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
A nie myślisz o ukierunkowanej terapii DDA/DDD albo współuzależnienia?
Poważnie się zastanawiam, dałam sobie teraz właśnie czas na zastanowienie się co dalej z moim procesem terapeutycznym. Patrząc po innych na tym forum mam wrażenie że to może być dobra droga dla mnie.
EDIT: Właściwie też po to tu przyszłam, żeby w końcu się przed kimś przyznać że na poziomie takim życiowym to dobrze sobie radzę, ale w głowie nadal niepoukładane. Nawet jesli wiem że coś robię nie tak, to nie umiem inaczej, potrzebuję nowych "schematów funkcjonowania". I z pytaniem, czy AlAnon i terapia dla współuzależnionych może być dla mnie, jeśli ratuję cały świat, a nie tylko osoby z uzależnieniami.
Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Tomoe
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 16966
Jeśli chodzi o terapię, to możesz zrobić obie - kwestia potrzeby i kolejności. Jeśli twoje trudne do przełamania schematy pochodzą z dzieciństwa, warto sięgnąć do dzieciństwa. Ale to tylko takie moje rozważania. Najlepiej zadzwoń do jakiegoś ośrodka terapii uzależnień i umów się na rozmowę. Podobno terminy oczekiwania są długie, ale tym bym się akurat nie zrażała. Czas i tak upłynie.
Mądrzy ludzie to ci, którzy słuchają innych mądrych ludzi i zmieniają zdanie. (Hal Wyler)
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
Dziękuję Ci za odpowiedzi, spróbuję zadzwonić i porozmawiać jak już wrócimy do domu. Na razie mityng online (strasznie się stresuję a nie ma czego przecież), no i literatura.
Oh no i uważność, jak zawsze uważność.
Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
Byłam na mityngu online. Byłam przygotowana na pisanie, bo o takich mityngach głównie czytałam, a tam akurat było mówienie

Myślę że dużo mogę dla siebie z tych spotkań wyciągnąć. Nauczyć się jak mówić o sobie i zwracać głównie uwagę na siebie, nie na innych. Po spotkaniu czułam się bardzo spokojna, jakby oczyszczona. Mniej samotna ze swoimi problemami niż wcześniej.
Jestem dobrej myśli.

Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Tomoe
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 16966
Mądrzy ludzie to ci, którzy słuchają innych mądrych ludzi i zmieniają zdanie. (Hal Wyler)
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Krzysztof Z.
Z czynnym alkoholikiem, nawet gdy jest fizycznie trzeźwy, nie porozmawiasz jak z „normalnym” czyli nieuzależnionym człowiekiem. Fizycznie trzeźwy czynny jest nadal „mentalnie pijany”, jego myślenie determinuje uzależnienie.
Jeśli będziesz udawać, że nie widzisz uzależnienia alkoholika tylko podtrzymasz go w iluzji, iż „nic takiego się nie dzieje” bądź nie stało, pije „jak wszyscy”, etc.
Nie znaczy to jednak, że alkoholika należy „cisnąć”, by się leczył. O tym wystarczy powiedzieć raz.
Jeżeli masz jakąś istotną sprawę do czynnego najlepiej faktycznie zwracać się do niego, gdy jest trzeźwy fizycznie (ale nie „umierający” na kaca). Wtedy krótko, konkretnie i bez ozdobników. Tak to tak, nie to nie, a jak nie świat się od tego nie zawali.
Pozdrawiam, Krzysztof, alkoholik

Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471

Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
Unikam spotkań, bo nie podoba mi się że nieraz jak się spotykamy to jest pijany i rozmowy nie są zbyt miłe. Jakieś dyskusje o Bóg wie czym, zupełnie niepotrzebne, zamiast po prostu pogadać sobie spokojnie o przyjemnych rzeczach. Zasypywanie pytaniami dlaczego zrobiłam tak a nie inaczej. Ocenianie moich wyborów życiowych.
Zbliża się spotkanie na którym powiedziałam że mnie nie będzie, bo sporo się u nas dzieje i tak dalej. Alkoholik pyta dlaczego, szuka przyczyn. Może warto żebym po prostu szczerze mu powiedziała że nie czuję się dobrze w jego towarzystwie kiedy jest pijany, ale i jak nie pije to nie myśli trzeźwo? Czyli po prostu nie czuję się swobodnie w jego towarzystwie. Jak teraz o tym myślę to chyba nigdy tego tak otwarcie nie powiedziałam.
Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Alex75
-
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 10163
A to co napisałaś o szczerości myślę że to jest bardzo dobry pomysł. Najlepiej powiedzieć szczerze co się myśli i czuje chociaż niekoniecznie czynny alkoholik to zrozumie ale na to wpływu nie masz.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Marianka
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 93
Ja też mam to "zbawianie narodów" wpisane w życie. I robienie wszystkiego sama, bo przecież wtedy będzie najlepiej zrobione.
Że to mogą być cechy współuzależnienia dopiero zaczęłam dostrzegać po lekturze tego forum.
Moja przyjaciółka twierdzi, że wszystkie żony tak mają że załatwiają sprawy za swoich mężów. Dziś wiem że to nie jest zdrowe.
Pozdrawiam Cię ciepło.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
Teraz czytam "Kobiety które kochają za mocno". Szukam w tym siebie i znajduję. Długa droga przed nami, ale damy radę. Dobrze że jest to forum, razem raźniej.

Ciągle mam w głowie pierwszy mityng AlAnon na który poszłam. Słuchanie innych mówiących o sobie i tylko o sobie było bardzo odświeżające. Jeśli się zastawiasz czy iść - idź. Najwyżej uciekniesz w trakcie, ja się logowałam z taką myślą

Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- Krzysztof Z.
ale i jak nie pije to nie myśli trzeźwo?
W to Ci akurat nie uwierzy chyba że jest po terapii i ma jakieś większe pojęcie o chorobie alkoholowej.
Sam osobiście miałem problem w to, by uwierzyć, że jest coś takiego jak mentalne upojenie pomiędzy jednym a drugim piciem, pijane myślenie czy „suchy” alkoholik. Wydawało się mi, że kiedy nie piję to funkcjonuję jak człowiek nieuzależniony.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471

Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.
- makino
-
Autor
- Wylogowany
- Otrzymane podziękowania: 471
Byłam bardziej uważna na ratowanie innych, szczególnie w pracy. Minęło kilka dni takich działań - a raczej braku działania


Dodam jednak, że niektóre osoby które zazwyczaj wybawiałam z pracowych kłopotów chyba są bardziej poirytowane. Nie wyrabiają się i muszą się tłumaczyć przed innymi. Logicznie to nie mój problem, ale jest taka część mnie która tym bardziej chce pójść i uratować, skoro im tak źle, i dzień po dniu pojawia się coraz więcej wzdychania. Ciężko mi kiedy innym jest ciężko, wchłaniam emocje jak gąbka.
Zauważyłam też u siebie, że sama staram się na innych wymuszać rzeczy swoim złym nastrojem i np. nie odzywaniem się. Mam takie doświadczenie z domu rodzinnego, że postawienie sprawy jasno i powiedzenie czego potrzebuję nie przyniesie żadnego efektu. Wiem że nie każdy jest taki sam i nie można mierzyć wszystkich jedną miarą, ale schemat zostaje. Nie wiem co mam ze sobą zrobić kiedy świat nie układa się tak jak chcę i ludzie nie robią dla mnie tego czego bym oczekiwała. Więc albo próbuję się "podlizać" albo właśnie "zaszantażować" emocjonalnie. Chyba mam taką myśl że spełnianie moich potrzeb jest oznaką tego, że komuś na mnie zależy, a jak ktoś ich nie spełnia to znaczy że mu nie zależy. Mówię o takich rzeczach jak np. kupienie ulubionej kawy. A może czasami jest tak że ktoś po prostu nie może ich spełnić? Ulubiona kawa to nie jest raczej kwestia życia lub śmieci

Działaj konsekwentnie. Dzień po dniu.
Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji.