Witajcie ,
Mam na imie Ania , mam 48 lat i jestem żoną alkoholika .
Okrutnie brzmią te słowa kiedy je piszę i sama czytam ale są prawdą mojego zycia.
Mam dwóch dorosłych synów - starszy ma swoją rodzinę - zonę i dziecko , młodszy mieszka ze mną jeszcze - ma 22 lata.
Mam też męża alkoholika, który ewoluuje w swoim piciu od 10 lat. Zaczynało się niewinnie , od piwka na wieczór i alko do towarzystwa przy okazji gości . Ale nigdy nie było ciagu dalszego , zawsze picie na imprezie i koniec imprezy i koniec picia. Był dobrym ojcem , mężem . Dbał o dom , rodzinę i zawsze wiedziałam ze jesteśmy dla niego wazni a ja jestem miłoscia jego życia co wielokrotnie mi udawadniał .. jak jeszcze nie pił , jak były te nasze dobre dni ..ale to było dawno temu. Teraz mam wrażenie że to było baaardzo dawno temu.
Mąż pije czynnie od 10 lat. Jego picie ewoluuje , tak jak i moje reakcje na to picie .
Poczatkowo przymykałam oko , zrzucałam to na kolegów i towarzystwo.Słyszałam tylko że sie czepiam i że zna granice. Pewnego dnia granice przepadły , zaczeły się awantury i demolowanie domu . Zaczełam uciekać z domu z synami, chłopcy byli już nastolatkami i czasami próbowali go usadzić co róznie się konczyło. Zazwyczaj awantury konczyły się nastepnego dnia pokorą i miesiącem pokazywania jak bardzo nas kocha i jak bardzo chce to naprawić . Ale potem to się zmieniło , zaczeła sie agresja i szukanie winnego . Padło na mnie .. zaczeło się dogadywanie głupie ,kiedy mu mówiłam że robi coś źle odbijał piłeczkę i rzucał we mnie teksty " ty nie jesteś inna " .Na moje pytanie "co takiego masz mi do zarzucenia" słyszałam ogólnikowe " dobrze wiesz , a jak nie wiesz to się dowiedz".
Przerobiłam nekanie psychiczne , wydzwanianie do mnie w środku nocy że on sie zabije jak nie wróce , że bede go miała na sumieniu , przerobiłam chorobliwą zazdrość o wszystkich w moim otoczeniu , zwłaszcza facetów .. mimo że nie jestem atrakcyjną kobietą , mam sporą nadwagę i nie uważam się za typ kobiety na którym faceci zawieszają oko . Mimo to wg męza każdy facet koło mnie to potencjalny kochanek .
Przerobiłam niebieską kartę , policję , terapię x2 dla niego , przerobiłam mowienie rodzinie o problemie a już obietnic i kajania się przed nami przerobiłam chyba setki ..
Nie musze mówic jaki był tego efekt - sami wiecie . Po piciu był miesiąc spokoju a potem ciche powolne wracanie do tego i sprawdzanie na ile może sobie pozwolić . Uspiona moja czujność dawała mu zachęte do picia i ewolucji w piciu . Kiedy uznał ze awanturami sobie szkodzi - zszedł do podziemia , umiał się ukrywac . Niestety zawsze głupio wpadał , zawsze coś sie wydało i na trzeżwo znów były rozmowy że ma problem . Ale wszystko wracało .. butelki piwa zamieniły się na wódkę , skrytki zmieniły miejsce , wręcz po pewnym czasie zaczely znikać z domu abym nic nie znalazła .
Wiele razy mu groziłam że jak nie skonczy z tym to bedzie musiał opuscić dom lub ja to zrobię . groziłam .. ale nic nie zrobiłam , brakło konsekwencji .. Tak to się kręciło prawie 10 lat.
W jego oczach stałam sie wrogiem nr 1 , to ja buntowałam rodzinę , to ja buntowałam dzieci .. cały swiat był jego wrogiem przeze mnie .
Od kilku lat nie współzyliśmy ze sobą bo on nie miał takiej potrzeby. Wręcz pewnego dnia usłyszałam ze jak mi brakuje ciupciania to mogę sobie poszukać kogoś kto mnie wydmucha... Po prawie 30 latach wspólnego życia takie słowa były jak trucizna. Zatkało mnie ..
Ale dośc o tym co było .. teraz jest inaczej .
Miesiąc temu po tych wszystkich akcjach spokoju i ukrywania jego picia przez niego samego przed samym sobą - najbliższa rodzina postanowiła pokazać nam że widzą że jest źle . Przyjechał mój syn starszy z żoną , siostra moja i jego brat . Powiedzieli wprost że musimy wyleczyć ten dom od alkoholu , że nam pomogą , że rozstanie jest proste ale moze trzeba walczyć o te 30 lat aby nie były stracone. On oczywiście uznał z furią że to moja sprawka , że ja ich napuściłam i że się nad znęcam psychicznie i wymyslam problemy. A ja nic nie wiedziałam o ich pomysle , poparałam ich . Zgodziłam się iśc na terapię z nim. Ale powiedziałam też przy nich ze ma wybór - albo na świeta ogarnie się i jakoś damy radę to złożyć albo dostanie pozew rozwodowy w prezencie gwiazdkowym .
Do świat się niby ogarnął - tzn lepiej ukrywał picie . Na świeta dał popis mega - schlał się w trupa prawie w drugi dzien świat i uznał ze nic sie nie stało .. dla mnie sie stało . Znalazłam buteleczkę w kieszeni spodni , kolejne ukryte w plecaku schowane w rekawiczki robocze aby czasem nie brzękały o siebie . Nie wytrzymałam .. syn wpadł w furie . jedna z buteleczek rzucił w niego i rozbiła mu się na głowie . Zrobiła się rana . Zaczeli sie szarpać . Wyrzucilismy go za drzwi na klatkę schodową to mało nam drzwi nie rozwalił bo chciał wejśc .
Nastepnego dnia na trzeżwo uznał ze został bezpodstawnie napadniety i pobity. No cóż .. jego wersja. Nie uznaję ze syn dobrze zrobił , nigdy tego nie popierałam a wręcz nie dopuszczałam do takich akcji. Ale spróbujcie powstrzymać faceta 190 cm z siła tarana .
Ostatatecznie mąż usłyszał że ma sie wynieśc z mieszkania . Koniec .
Po tygodniu kłotni , zabierania mi pieniedzy wyprowadził sie . Odszedł 2 stycznia. Znalazł sobie mieszkanie . Walkę dalszą toczy z nami .. straszy nas ze zgłosi syna na policję za pobicie bo ma pewnie złamane żebro i wstrzas mózgu bo rana jest na głowie i on ma zawroty głowy .. hmm .. dziwne że nie miał tego kilka dni temu, że pracował i funkcjonował normalnie. No ale może ja się nie znam ..
Długa ta moja wypowiedż , ale też długie jest to moje zycie z alkoholikiem .. wybaczcie że zanudzam was pewnie .
Dorosłam juz chyba do decyzji ze zdrowiej bedzie dla mnie zyć samej , zyc dla siebie. Mam dzieci , mam ich wsparcie ogromne w walce z nim. Mam niby wsparcie mojej mamy i siostry , mama sama wiele lat temu wyszła z alkoholizmu - ale ona miała zupełnie inną drogę niż On . Siostra .. hmm.. chyba nadal stoi za nim i chce mu dawać kolejne szanse .
Przez to że walczyłam z nim i co jakiś czas go stopowałam w piciu , rodzina ma obraz mnie złej , okrutnej , wrzeszczacej i wymagającej od niego zbyt wiele . Przecież on nie pije a ja się czepiam ..ehhh
On pije , pił i pić bedzie - ale swietnie to ukrywa przed nimi robiac ze mnie wiedźmę.
I jeszcze jedna bardzo wazna sprawa - nigdy nie piłam , wrecz od zawsze stronię od alkoholu . Nie lubię piwa , wódki pic nie umiem i nie chce , nie wiem jak smakuje bimber .
Nie piję i nie piłam , nie dlatego ze mam męża alkoholika ale dlatego że tak juz mam . Alkohol i papierosy mogą dla mnie nie istnieć . Nie czuję potrzeby kosztowania tego a na spotkaniach wszelkich umiem sie świetnie bawić bez alkoholu ..
Obecnie męza nie ma od trzech dni ,układamy sobie z synem nowe zycie . Wiem ze bedzie nam mega cięzko finansowo bo nie zarabiam extra kasy . Obydwoje z męzem radzilismy sobie dobrze , było na rachunki z mojej pensji i na zycie z jego pensji . Tearz została moja pensja na wszystko. Przez covid syn stracił pracę , wprawdzie ma coś umówione ale od lutego zapewne .
Nie wiem jak będzie jutro , nie wiem co przyniesie kolejny dzien .. ale wiem że zrobiłam dobrze. Wiem ze muszę zyć dla siebie ..
Czytam Wasze forum od kilku dni , czytam i jakbym w lustro patrzyła .. nie jestem sama juz. Liczę na wasze słowa , liczę na pomoc dobrym słowem . Chyba tego mi najbardziej potrzeba teraz .
To sie rozgadałam .. masakra

(((