Bajka napisał:
Jakie macie doświadczenia? Co Wam pomogło w odkryciu siebie i zdobyciu odwagi do życia w zgodzie ze sobą? Ja wciąż się bardzo boję
Ja jestem DDA i DDD - wychowana w pijanym, przemocowym domu. Byłam ofiarą przemocy psychicznej i fizycznej, głównie ze strony matki. Matka katowała mnie na okrągło. Pięściami, czymkolwiek co miała pod ręką... słownie. Nawet dobre stopnie w nauce, były dla niej powodem do kpin. Że nudne i brzydkie dziewczyny są tak beznadziejne, że tylko siedzenie w książkach im pozostaje. Kiedy nie wiedziała jak mnie przerazić, dokuczyć - opowiadała mi w obrzydliwy sposób o badaniach ginekologicznych i co mi zrobi taki ginekolog.
Obśmiewała moją dziewczęcość - miałam może 8 lat... może 9. Lubiła też opowiadać jak bardzo jestem obrzydliwa moim koleżankom i kolegom - przy mnie. Lubiła też mnie bić przy koleżankach i kolegach, nawet jako nastolatkę. Potem częstowała wszystkich papierosem i udawała świetną kumpelę. Nie sposób opowiedzieć tego wszystkiego, zresztą jak u wszystkich osób, które w dzieciństwie padły ofiarą przemocy.
To wszystko sprawiło, że wykształcił się u mnie silny syndrom ofiary. Bardzo przeszkadzało mi to w dorosłym życiu, ale nie potrafiłam nic z tym zrobić. Z biegiem lat stałam się alkoholiczką. I dopiero na terapii alko dowiedziałam się, że ciągłe stawianie się w roli ofiary to też jest agresja. Bierna.
Wmurowało mnie. Ja i agresja? Kiedy zaczęłam to analizować, to faktycznie doszłam do szokujących wniosków - całe życie w oderwaniu od siebie i swoich potrzeb, bez brania odpowiedzialności za siebie i ciągłym szukaniu winnych, uzależniona od otoczenia i tym otoczeniem manipulująca. Nieświadomie oczywiście. Wówczas nie miałam dostępu do siebie.
Nie umiałam inaczej. Tylko taka postawa pozwalała mi przetrwać w starciu z agresywną matką. Dorosłam, wyprowadziłam się z domu, ucięłam kontakt z matką, schemat został. Ciągły strach, który też nie był mój. Ciągły wstyd.
Dziś bardzo nad tym pracuję, dużo zrobiłam, dużo jeszcze muszę zrobić.
Ja też jeszcze czasem łapię się, na paraliżującym wstydzie, że o czymś sama zadecydowałam, coś miałam odwagę zaproponować, czemuś się przeciwstawić... ale na szczęście coraz rzadziej. Wraz z postępem terapii, otwierają się kolejne "klapki" i jest odczuwalnie lepiej, a wiem, że będzie jeszcze lepiej, bo ufam sobie i wiem, że potrafię to zrobić