Witajcie.
Jestem Klaudia, mam 25 lat i jestem córką alkoholika. Mój tata pije odkąd pamiętam, mama zawsze ukrywała problem taty przed rodziną. Kilka lat temu to się zmieniło, niestety chyba tylko to. Mam młodszą (cudowną) siostrę, która jest dorosła, niestety nigdy nie mogę z nią porozmawiać na temat taty problemu, w obawie przed kłótnią, mamy odmienne zdanie na ten temat. Ja jestem porywcza, szybko się denerwuję, mam wrażenie, że zawsze to ja jestem inicjatorką wszystkich kłótni chociażby przy niedzielnym obiedzie. Wyprowadziłam się dosyć szybko, miałam niespełna 20 lat. Mama ma żal do mnie, że rzadko dzwonię, rzadko ich odwiedzam, nie mam z nią takiego kontaktu jak moja siostra. Czuję, że są sobie bardzo bliskie, jak również z tatą. A ja zostałam w tym sama. Z roku na rok to staje się coraz gorsze dla mnie, z jednej strony widzę jak mama się męczy, jak czasem rozmawiamy i mówi mi, że codziennie tata pije po kilka razy. Zasypia w ciągu dnia i budzi się dalej pijąc, w nocy również, przez co w ostatnim czasie mocno zaniedbuje pracę, właściwie to chodzi do niej kiedy mu się zachce. Zeszłego roku pierwszy raz był w szpitalu. Pierwszy raz podczas swojego całego życia uświadomiłam sobie ze łzami w oczach "mam tatę". Nie pił może dwa miesiące, marskość wątroby i inne choroby, o których nie chcę słuchać, na dzień dzisiejszy nie interesuje mnie nawet to, że mu się w głowie kręci. Pisząc to, już czuję w sobie złość, mama z siostrą są zapatrzone w niego, na każde jego zawołanie, każde kaszlnięcie. Podawanie wszystkiego do rączki, gotowanie obiadów, pranie, często dawanie na alkohol i na papierosy(mamie jest żal kiedy tata się męczy i robi się blady) mama jest cudowną kobietą, ale mam do niej okropny żal, tak samo do siostry, obawiam się że przez to jaka ja jestem, stracę je. Moje relacje z tatą? Tragiczne, według mnie. Choć nigdy nie zrobił mi krzywdy cielesnej, wzdrygam się za każdym razem kiedy chce mnie pogłaskać chociażby po ramieniu, bo czuję do niego wstręt. Kocham go, owszem, ale czuję nienawiść. Dodatkowo kiedy się napije, staje się wszechwiedzącym Bogiem, mającym fortunę pieniędzy, a dla niego każdy to śmieć, bo on wszystko ma, a drugi nie. Kiedy widziałam go trzeźwego, biegłam i tuliłam, rozmawiałam z nim, inny człowiek. Zero kłótni. Nie wiem, czy to co napisałam ma w ogóle jakiś sens, chcę prosić was o opinię. Czy to ja powinnam się zmienić,zrozumieć jego picie i zacząć je tolerować? Czy to moja rodzina powinna coś zmienić? Dodam, że w domu została już tylko mama, siostra także się wyprowadziła. Obecnie jestem w ciąży, każdy mój wypad do rodziców kończy się nerwami, boję się, że moje dziecko może być równie nerwowe jak ja, czego nie chciałabym nigdy. Męczę się ze swoim charakterem, będąc w śród rodziny i widząc, że mają dobry kontakt, a ja nie mogę znieść widoku podnoszonej butelki do ust przy stole.
Pozdrawiam was ciepło, życzę wszystkiego dobrego!