Bardzo bliski post mojemu sercu, bardzo.
Napiszę w ogromnym skrócie, bo to opowieść na wiele godzin. Mój ojciec też jest alkoholikiem, pije od ok. 40 lat, czyli znacznie więcej niż ja żyję, bo mam jeszcze 26 lat. Rozwód, eksmisja, bezdomność od lat. Leczenia zamknięte, detoksy, ośrodki dla bezdomnych, noclegownie, spanie na klatkach, w parkach itd. Kilkadziesiąt pobytów na izbie wytrzezwień. Wielki "ekspert" od alkoholu jak sam się tytułuje, a nigdy nie kupił nawet wielkiej księgi, będąc zdziwionym po co ja wydałem na nią pieniądze. Owszem, leczył się jak pisałem, ale po dokładniejszym przeanalizowaniu sprawy robił to z przymusu, braku perspektyw na dach nad głową, nie robił tego dla siebie - dla prawdziwej trzeźwości.
Ilość obciachu, przypałów jakie mi narobił przez lata, coś niesamowitego... Nawet wymieniać nie będę bo nie wiedziałbym kiedy skończyć. Pamiętam tylko, że mając mniej niż 10 lat chodziłem za nim i wyglądałem pod sklepem. Ile razy spał gdzieś w autobusie, czy chodził niekoniecznie czysto ubrany to nawet pisać nie będę.
Co dało mi pomaganie mu i próba naprawy jego sytuacji? Mój równie zaawansowany, patologiczny alkoholizm. Zaszedł bardzo daleko w tej "dziedzinie" możesz mi wierzyć. Większość moich myśli przez wiele miesięcy lat, dotyczyła jego. Rozwiązywałem za niego jego problemy, nie patrząc na siebie. Pocieszeniem był zawsze alkohol, nie powiem że z nim nie piłem, w końcu za tę pomoc przez tyle lat mi się "należało". Z własnego doświadczenia powiem - żebyś nie wiem jak się starała nic nie zmienisz, o ile ktoś sam naprawdę nie będzie chciał podjąć trudu zmian na lepsze. Możesz się jedynie doczekać w podziękowaniu wyzwisk, masy frustracji, gniewu złości, nienawiści chorego człowieka, który przyzwyczai się do Twojej pomocy - bo mu się należy. Tak to działa w przypadku takich osób. Teraz doskonale rozumiem dzieci potrafiące się odsunąć od tak pijących rodziców, jak Twój i mój ojciec. Wiem, że nie są wyrodnymi synami, córkami tylko potrafią spojrzeć chłodnym okiem na te niezwykle trudną, skomplikowaną emocjonalnie sytuacje. Szkoda, że ja nie potrafiłem tego zrobić kilka lat temu, ale nie miałem widocznie nie miałem szans tego zrobić. W końcu sam miałem tylko przebłyski normalnego myślenia, wypierane jednak przez alkoholowe mechanizmy.
Dodam jeszcze, że przez te wszystkie lata byłem jego najlepszym celem do wylewania wszystkich żalów i frustracji jakie w sobie nosił. Krytykowanie mnie za wszystko, za ubiór, za wygląd, za to, za tamto. On po postu szukał kogoś żeby się na nim wyżyć - ja byłem do tego najlepszą osobą. I uwierz, to nie wpływa dobrze na nikogo, a może prowadzić do bardzo poważnych problemów.
Łatwo Ci nie będzie, ale skoro masz już jakoś ułożone SWOJE życie, to na nim się koncentruj. Ojca nie uratujesz, choćbyś miała siłę Samsona i więcej empatii niż wszyscy psychologowie świata. To jest jego decyzja i jego wybór.