Moje pierwsze lato bez alkoholu. Czuję się tak czysto i zdrowo!
Pamiętam te straszne poranki, kiedy za oknem rośnie upał, słońce wdziera się pod powieki, a ja, spocona, z niezmytym makijażem, czuję, że za chwilę umrę. Przypominam sobie żenujące popisy z poprzedniego wieczora, brzydzę się sobą, wstydzę się. Cała drżę, cuchnę, głowa pęka, wzbierają mdłości. Gdy obracam się na inny bok, mam paskudne wrażenie, że przesypują się we mnie wszystkie komórki. Chcę umrzeć. Nienawidzę siebie. Upał coraz większy. Nie zniosę tego. Nie mogę uciec. Panika. Duszno.
***
To wszystko jest przeszłością. Lato jest piękne. Wstaję rano świeżutka i z kubkiem kawy idę podglądać wiewiórki. Nerwica, niebujana depresantami, gdzieś się przyczaiła, może się wyniosła na dobre? Wizja niepicia kiedyś mnie przerażała, jak to możliwe? Picie jest jak spacer po bagnach przechodzących w gorący piasek, a dalej po lodzie, a za chwilę brzegiem przepaści. Na trzeźwo idę długą i widoczną po horyzont ubitą, wygodną ścieżką

Pozdrawiam i trzymam za wszystkich kciuki.
Dziś nie piję!