Od kilku dni zastanawiałam się co dalej napisać i tak dziś zebrałam się, aby dalej drążyć temat
"Osoba z niską samooceną może mieć poczucie wszechogarniającej beznadziejności, przejawia znaczne poczucie winy i wstydu. Nie zna dobrze swoich słabych i mocnych stron. Gorzej radzi sobie z wyzwaniami, problemami, krytyką i stresem. Dlatego woli unikać ryzyka i częściej myśli o swoich niedostatkach a porównania z innymi wywołują u niej emocje negatywne."
Znalazłam taką ciekawą definicję, którą rozpracowywałam to z moją terapeutką.
Po prze analizowaniu pierwszej definicji to co zobaczyłam w sobie nic nie pasowało do mojej samooceny.
Nie czuję żadnej beznadziejności, a wręcz odwrotnie jako, że jest korzystnie.
Nie mam poczucia winy
Ze wstydem to jest tak, że jest ogarnięty tylko gdzieś tak jak to stwierdziła terapeutka to zaszłości z dzieciństwa.
Dobrze radzę sobie z wyzwaniami, problemami - to dla mnie wręcz bodziec do działania.
Ja nie unikam ryzyka, moje niedostatki mnie właściwie nie interesują jestem jaka jestem w pełni akceptuję to co mam wiem, że nie jestem ideałem, ale dobrze mi z tym.
Nie porównuję się do innych, więc nie występują u mnie emocje negatywne z tego powodu.
Pozostały tylko do rozpracowania te moje słabe i mocne strony, nad którymi muszę dobrze popracować tj. wydobyć je z siebie, zobaczyć bo gdzieś jeszcze tego nie rozumiem - tak jak patrzę w przeszłość nikt mnie tego nie nauczył, nie pokazał więc tego nie wiem, ale coś już mi z tym zaświtało w głowie.
Dodatkowo można odnaleźć takie stwierdzenie jak poniżej.
"Ludzie z niskim poczuciem wartości zadziwiająco mało wiedzą na swój temat. Kiedy się rozmawia z kimś takim, można odnieść wrażenie, że lepiej się orientuje w życiu otaczających go ludzi niż w swoim własnym. Są to osoby, które na pytanie co u ciebie słychać odpowiadają - "mój mąż przestał pić" albo "dzieci skończyły studia", albo "już nie wyrabiam, bo ten chce tego, tamten potrzebuje tego, a jeszcze ktoś inny musi mieć tamto". Łatwiej im opowiadać o tym, czego chcą, potrzebują, myślą i przeżywają inni, niż oni sami."
natomiast co do drugiej definicji to owszem mogę się z tym zgodzić, bo jeszcze do niedawna w podobny sposób odpowiadałam, ale na całe szczęście, że już to zmieniłam
i nawet na ostatniej wizycie u terapeuty jak dostałam pytanie na wejściu co słychać?
a moja odpowiedź brzmiała u mnie pełna harmonia i równowaga

wniosek z tego, że to JA, a nie on, oni itp.
Teraz jak zrozumiałam o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi top widzę większość osób, które mnie otacza to są osoby, które są jak ta druga definicja - tylko on, ona winni wszystkiego o kim ciągle opowiadają, a o sobie nic nie potrafią powiedzieć.
Na to miast osób, co potrafią o sobie coś powiedzieć (i można z nimi rzeczowo porozmawiać) to chyba na palcach jednej ręki mogę policzyć.
Trochę to smutne, ale no cóż tak zostali wychowani i nie mają z tym problemu nie widzą go.