Witam. Jestem nowym użytkownikiem, który trafił tu z wiadomych powodów. Nigdy bym nie pomyślał, że tak samo jak moja mama chcąca ratować ojca, będę szukał wsparcia w takich miejscach. Pisząc "takich" nie mam niczego złego na myśli, w końcu jestem tutaj aby opowiedzieć o swojej sytuacji i dowiedzieć się, w którym punkcie czegoś co wydawało się takie piękne wpadłem półapkę... Nazywam się Mateusz, mam 27lat, nie mam problemu z alkoholem w przeciwieństwie do mojej partnerki, a bynajmniej tak mi się wydaje. Zacznijmy od początku. Jak to w dzisiejszych czasach bywa najczesciej, poznałem ją przez najpopularniejszy portal społecznościowy. Trafiliśmy na siebie, bardziej się zagłebiając dzięki swojej pasjii. Była wtedy mężatką, mieszkała w swoim rodzinnym domu z rodzicami oraz mężem. Dwa lata starsza ode mnie kobieta z wydawalo mi się, ułożonym życiem, u boku partnera, z którym stała przed ołtarzem pomimo, że cieżko było mi oderwać oczu od jej zdjęc i tego jak mi imponowała fascynując sie tym samym co ja, była oddalona w moich oczach dalej niz horyzont.... a dzisiaj? Jej sprawa rozwoda jest za kilka dni. Duzo poswiecilismy oboje po to, żeby móc żyć razem, to do niedawna miało być szczęśliwe życie. Mieszka już u mnie, tzn aktualnie mieszkamy w domu moich rodziców dlatego, że nasze docelowe mieszkanie kończe remontować. Ja pracuje za granicą, ojciec również więc ona została w moim domu jedynie z mamą, która już na samym początku zauważyła jej problem czego bardzo nie chciałem. Ja zauważyłem go o wiele wczesniej z tej racji, iż razem z mamą odwiedzałem psychologa, żeby pomóc mamie w walce z ojcem, powoli docierały do mnie sygnały w jak zaawansowanym stanie jest to wszystko. Taka niekomfortowa sytuacja bez naszego dachu nad glową trwa od wrzesnia. Za kilka dni mieliśmy przeprowadzić się do wspólnego mieszkania co dawało mi siłe bo wszystko z tym związane jak facet wziąłem na swoje barki. Ona jest zamkniętą w sobie osobą, dopiero po około pół roku zaczęła sie otwierać na mnie w trakcie wspolnego pisania lub rozmów. Budząc moje zaufanie dalem jej wszystko czego nie miała ze swoim mężem (czego juz dzisiaj pewny nie jestem) czy siłe, poczucie wartości, ciepło, uczucie... ogromne uczucie, które dzisiaj jest chyba najwiekszym tu problemem bo stałem się współuzależnieniony zupelnie tak jak mama w sytuacji z ojcem. Jej upijanie wygląda różnie, od małych piwek do większych ilości wódki z która ma chyba największy problem. Kiedy jest po wplywem alkoholu zmienia się. To nie ta sama osoba, dla której starałem o to wszystko a bezuczuciowy pijany obiekt dla, którego ważne jest wtedy tu i teraz. Nie kontroluje pewnych zachowań do czego sama się przyznała oraz tego jakas ilosc alkoholu wypije. Do tego dochodzą póki co małe kłamstwa, które mają na celu pomoc w znalezeniu sie w sytuacji do okazaji upicia a kiedy juz taka sytuacja sie zdarza jest tylko co raz gorzej. Nie dociera do niej zaden sygnalów jakie daje jej do zrozumienia, w przykrych dla mnie sytuacjach nie widzi problemu, wręcz to ja jestem wtedy problemem dla niej próbuje obrócic winę w moją stronę a na drugi dzien dopiero zazwyczaj dochodzi do niej co sie stalo i pewnie tylko dla zalagodzenia sytuacji sama przyznaje sie do winy. Ja w takich sytuacjach czasami pękam... jest mi cholernie przykro kiedy zostawia mnie samemu sobie z myślami, czasami padają słowa, których nigdy bym nie użył w stosunku do trzezwego czlowieka, którego kocham. A nienawidzę i nie znosze jej pijanej drugiej twarzy.Nie Na codzien jedno piwo to standart, w ciagu tygodnia dokladnie nie wiem ale conajmniej dwa trzy dni w tygodniu dochodzi cos mocniejszego. Tlumaczy sie samotnoscią, wczesniejsze picie tlumaczy problemami i tym, że ze swoim mężem nie była nigdy szczęśliwa. Przepraszam za tak bardzo rozpisany mój problem ale chcialbym abyscie stworzyli sobie chociaz ten w kilku procentach. Po kierujcie mną proszę i powiedzcie co mam robić dalej. Ja póki co widzę jedynie opcje odejścia od niej. Nie po to tyle przeszedlem i zrobilem dla niej, zeby zasluzyc sobie na taki los. Wiem też, że powinienem zacząć znowu myśleć o sobie a nie o kimś kto nie szanuje ani nie liczy się z tym mówie. Szczere rozmowy niewiele dają bo ubieglej nocy znowu skonczylo sie tak samo. Po pokazaniu jej jednego z podobnych przypadków na Waszym forum i powiedzenia jej w prost jak jest zapytała czy sądzę, że mamy problem na co odpowiedzialem, że jestem tego pewien powiedziala, że chce sie z tym razem udac do specjalisty.. jak wiadomo od słów do czynów jest daleka droga a boje się, że jej skrytośc i brak odwagi może zadziałać na nasza niekorzyść. Teraz pytania... Czy to wyolbrzymiam to sobie ze wzgledu na ojca ? Jezeli jestesmy, to w jakim punkcie zaawansowania znajdujemy się juz teraz oboje? I to najwazniejsze... co dalej?

Pozdrawiam.