Witam, bardzo Wam dziękuję za tak miłe przywitanie...Jakoś tak nawet łza mi się w oku zakręciła. Ehhh te emocje, niestety ciągle zachwiane przez ....no właśnie.
Od ponad dwóch lat jestem z alkoholikiem. Fajny, miły, ładny, mądry...ulalala
Nim zorientowałam się o co chodzi, minął jakiś czas. Bo nagle cisza w telefonie, brak kontaktu...
Cóż, nie będę ukrywać, że po latach mojego poprzedniego małżeństwa byłam spragniona miłości.
I oto miłość...stanęła przede mną. Nie dowierzałam...Ja, to mnie się przytrafiło???
Wiadomo, piękne słowa, dużo słów o miłości...Zamieszkaliśmy razem.
Nie miałam zielone pojęcia, co to alkoholizm. Wiadomo, z czym przeciętnemu człowiekowi kojarzy się alkoholik = menel. Zapewne nie miałam też pojęcia na co się porywam. Ale ok....dam radę. Przecież jesteśmy razem, przecież wspólnie pokonamy najwyższe szczyty, no bo kto jak nie my....???
Ot, My...to przypadek jak tysiące i miliony...nic nadzwyczajnego.
Ciąg za ciągiem. Miesiąc spokoju, dwa tygodnie rozstania...Powrót + obiecywanie + silne emocje.
Totalny parasol ochronny, bo przecież trzeba pomóc, nie trzeba za dużo położyć na barki itp., itd.
A ja??? Wytrzymam wszystko, bo przecież jestem silna. Zarabiam, dam radę...On oczywiście traci pracę, z pracą...nikt nie będzie czekał, aż Królewicz...wróci do żywych...
Terapie...bardziej moje chęci niż Jego...Przerwa w terapii, bo to, albo owo, albo siamto - owamto.
Wiadomo !!! Coś sztucznego było w tym związku, coś bardzo niepewnego wisiało w powietrzu, czułam przez skórę...że poleci to wszystko z wiatrem jak bańka mydlana...i poleciałaaaaaaa...
Niedługo mija miesiąc jak powiedziałam - nie ma powrotu po ciągu...Nadszedł ten czas, bo wcześniej nie miałam na to siły, że mogłam powiedzieć dość. Poszłam do terapeuty...Prawie 3 lata, to nie tak długo, te złe zmiany nie zakorzeniły się jeszcze aż tak we mnie...Nie, nie...nie boje się słowa współuzależniona, nie ma sprawy...Wyczytałam tysiące artykułów, blogów, tekstów...żeby pojąć tą chorobę...żeby pomóc Jemu. Ale teraz to ja już wiem, że tak żyć nie chcę. Nie wiem, co w Jego ustach znaczy słowo kocham...Nie chcę być naiwna i nie chcę być sztucznie kochana, Bo pomoże, bo zawsze na nią można liczyć....
Nigdy nie zrozumiem nałogu...nie mogę pojąć (choć wiem, że to choroba), jak można tak biernie żyć, poddawać się, nie walczyć. Mój Ukochany jest już w tygodniowym ciągu. Z sms-ów czyta tylko to, co jest mu wygodne i na to reaguje. Ja żyję... Jak to się mówi, daję czas czasowi...
Kocham....to mój cały w tym grzech...
Pozdrawiam Was wszystkich i jeszcze raz dziękuję, za miłe słowa.